środa, 14 maja 2014

Początek

Jak do jeża podchodziłem do komputera, żeby zacząć tu pisać.  Pewnie każdy ma te obawy, strach, żeby nie okazać się grafomanem.  Usprawiedliwiam się więc, że piszę to w celu zdecydowanie merkantylnym, chcę tym blogiem przypominać, tym, którzy tu zajrzą, że mogą u mnie kupić też dobre wino.

Ponieważ nie jestem win znawcą, a jedynie smakoszem, moje notatki zapewne nie będą profesjonalnym opisem oferty, z jaką pojawiam się na rynku.  Rozumiejąc swoje braki  na tym polu będę pisał o tym i o owym, nie zawsze tylko o winie.  Powieść z tego pewnie nie powstanie, ale któż w naszych czasach czyta powieści?

Hm, ja czytam...


Agostino na pewno czytałby powieści.  Nie robi tego, bo brakuje mu wskazującego palca prawej ręki i nie ma jak przewracać kartek.  Gdy tak patrzyłem w jego przymrużone i śmiejące się oczy zgadywałem, że rekompensuje sobie ten brak w jakiś inny sposób.  Agostino zamiast czytać powieści pracuje.  Ma pochyłe pole, na którym sieje pszenicę: z niej powstaje farro, włoska kasza podobna do naszego pęczaku.  Dumą Agostino jest strome zbocze obsadzone tysiącem drzew oliwkowych.  Każde z nich jest jak stary przyjaciel, każdemu co rok trzeba przyciąć niepotrzebne gałęzie, każde domaga się pieszczot, pogłaskania, czujnego oka gospodarza, który je przejął po swoim ojcu, a niektóre posadził sam, żeby i po nim coś wiecznego pozostało.  Ze szczytu wzgórza widać szkołę, do której chodził pod koniec lat czterdziestych, szkółkę, małą chałupkę na sąsiedniej górce.  Kilkanaście kilometrów dalej, po lewej, świecą białe kamienie murów Asyżu, w dole sterczy barbarzyńsko wbity w winnicę czerwony ostrosłup Ferrari, który w tym miejscu produkuje swoje słodkie, gazowane napoje marnując winogrona, po prawej zaś na wzgórku przysiadło Montefalco, gdzie ponoć z sokołami polował ryży Barbarossa.  Agostino opowiada tym, co chcą słuchać jak to kiedyś, gdy był jeszcze dzieckiem, z tego oliwnego gaju obserwował bombardowanie Foligno, miasta w dolinie, ważnego węzła kolejowego.  Czy można mu wierzyć?  Czy trzylatek zapamiętałby amerykańskie bombowce niszczące oprócz torów starożytne mury nieszczęsnej mieściny? Ja wierzę, ludzie o takich rękach nie opowiadają bajek.

Czerwony pal Ferrari wyznacza północną granicę apelacji Sagrantino di Montefalco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz