Ponieważ nie jestem win znawcą, a jedynie smakoszem, moje
notatki zapewne nie będą profesjonalnym opisem oferty, z jaką pojawiam się na
rynku. Rozumiejąc swoje braki na tym polu będę pisał o tym i o owym, nie
zawsze tylko o winie. Powieść z tego
pewnie nie powstanie, ale któż w naszych czasach czyta powieści?
Hm, ja czytam...
Agostino na pewno czytałby powieści. Nie robi tego, bo brakuje mu wskazującego
palca prawej ręki i nie ma jak przewracać kartek. Gdy tak patrzyłem w jego przymrużone i
śmiejące się oczy zgadywałem, że rekompensuje sobie ten brak w jakiś inny sposób. Agostino zamiast czytać powieści
pracuje. Ma pochyłe pole, na którym
sieje pszenicę: z niej powstaje farro, włoska kasza podobna do naszego
pęczaku. Dumą Agostino jest strome zbocze
obsadzone tysiącem drzew oliwkowych.
Każde z nich jest jak stary przyjaciel, każdemu co rok trzeba przyciąć
niepotrzebne gałęzie, każde domaga się pieszczot, pogłaskania, czujnego oka
gospodarza, który je przejął po swoim ojcu, a niektóre posadził sam, żeby i po nim
coś wiecznego pozostało. Ze szczytu
wzgórza widać szkołę, do której chodził pod koniec lat czterdziestych, szkółkę,
małą chałupkę na sąsiedniej górce. Kilkanaście
kilometrów dalej, po lewej, świecą białe kamienie murów Asyżu, w dole sterczy
barbarzyńsko wbity w winnicę czerwony ostrosłup Ferrari, który w tym miejscu
produkuje swoje słodkie, gazowane napoje marnując winogrona, po prawej zaś na
wzgórku przysiadło Montefalco, gdzie ponoć z sokołami polował ryży Barbarossa. Agostino opowiada tym, co chcą słuchać jak to
kiedyś, gdy był jeszcze dzieckiem, z tego oliwnego gaju obserwował bombardowanie
Foligno, miasta w dolinie, ważnego węzła kolejowego. Czy można mu wierzyć? Czy trzylatek zapamiętałby amerykańskie
bombowce niszczące oprócz torów starożytne mury nieszczęsnej mieściny? Ja wierzę, ludzie o takich rękach nie opowiadają bajek.
Czerwony pal Ferrari wyznacza północną granicę apelacji
Sagrantino di Montefalco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz