środa, 5 sierpnia 2015

Value for Money

Co łączy Fendera Telecastera, nóż S1 Fallkniven, zegarek Longines, SAAB'a i butelkę, na przykład, Clos Centeilles, z 2008 roku?

Gitara Fender Telecaster była jedną z pierwszych gitar elektrycznych.  Korpus to lita deska klonowa, gryf przykręcony jest do niego trzema śrubami.  Niezawodna, brzmi jak nic innego, nadal grają na niej najlepsi gitarzyści, którzy za nic mają przemijający czas i nowinki techniczne czyniące z Ibanezów i innych japońskich instrumentów cudeńka technologii i elektroniki.  Telecaster, mimo że ciężki, brzmi wyjątkowo i nowoczesne tworzywa nie mają z nim konkurencji.

Szwedzka stal nie ma sobie równych.  Doceniają to setki tysięcy ludzi jeżdżących SAAB'ami, czy Volvo.  Noże myśliwskie (S1), czy wojskowe (A1) z takiej stali są niezawodne, choć może nie wyglądają szczególnie groźnie.  Jakość kosztuje, ale w przypadku szwedzkich wyrobów ich użytkownicy zgodnie pewnie potwierdzą, że współczynnik ceny do jakości (value-for-money) jest korzystny i uczciwy.

Wina z Clos Centeilles do najtańszych nie należą.  Nie są to też gwiazdy, o których pisze się w magazynach winiarskich, niewielu wie, że istnieje apelacja Minervois w południowo-zachodniej Francji.  I tym przypadku value-for-money jest rewelacyjne.  Unikalne wina, wypieszczone przez Patrycję Boyer-Domergue w posiadłości Centeilles można kupić w rozsądnych cenach.   U mnie, ale też jednego z jej win napić się można  w Charlotte, przy Placu Zbawiciela.

Patrycja niedawno mnie odwiedziła, pobieżnie zobaczyła Warszawę, ciesząc się, że w Charlotte można napić się Campagne de Centeilles.  Urzekły ją wąwozy kazimierskie, dokąd zabrałem ją i towarzyszącą jej córkę.  Clos Centeilles ma we mnie swego ambasadora, a Polska w Patrycji swojego.
 
Cena do jakości to ważny współczynnik.  Można kupić tańszy nóż, ale jest duża szansa, że będzie tępy i łatwo się złamie, japońskie instrumenty mogą imponować technologicznie i cenowo, ale nie dorównają prostemu Telecasterowi.  Przepłacać nie warto ale  warto wydać nieco więcej aby mieć o wiele większą satysfakcję.  Matematycznie tego nie opiszę, choć sądzę, że w naturze jest na to jakiś wzór. 
 


środa, 8 kwietnia 2015

Twardy lud


Twardy musi być lud Umbrii.  Nie z powodu ekstremalnie trudnych warunków życia, czy uprawy roli.  Na pewno cierpi ludność umbryjska z powodu braku dostępu do morza - jest to jedyna taka prowincja w Italii. Twardości swej nie zdobywa też z powodu gór wysokich i skalistych, bo choć góry tam są, to jednak daje się tam sadzić i winorośl, i drzewa oliwne.  Zima tam też nieszczególnie zjadliwa, ot raz na kilka lat poprószy śnieg, nie pod każdą górkę da się wjechać Skodą Felicją - sąsiad ma Nissana Navarrę, w razie kryzysu przywiezie i chleba, i innych potrzebnych do przetrwania smakołyków.


Ale lud twardy jest, mimo niesprzyjających, bo jakże korzystnych dla ludzkiej egzystencji, warunków.  Zwłaszcza w okolicach Montefalco i Bevagny lud twardy się stał i kilkadziesiąt lat temu nauczył się z dziwacznego szczepu winnego o małych owockach w grubachnej skórce tworzyć wino.

Podczas pierwszej wizyty w Montefalco wdepnąłem do enoteki w rynku i poprosiłem właściciela, żeby wybrał dla mnie trzy różne wina, które oddawałyby różnorodność tworzonego w okolicy Sagrantino.  Dostałem od niego butelkę Arnaldo Caprai, Fretelli Padri i czarną flaszkę z Azienda Benincasa.  Jak zrozumiałem, powinienem pić je w tej kolejności, od łagodnego i eleganckiego do tradycyjnego i szorstkiego.  Tak też zrobiłem i przy tym ostatnim pozostałem.  Choć w ogóle jestem fanem każdego Sagrantino, to jednak poetyka wina wytwarzanego przez braci Alimenti (wnuków założyciela winnicy) urzekła mnie do tego stopnia, że ani myślę sięgać po inne butelki.  Twarda to poetyka, która sprawia, że z każdym łykiem tego mocarnego trunku taniny atakują śluzówkę podniebienia tak agresywnie, że mam poczucie jakby kurczenie się ścianek nabłonka wciągało mi do wnętrza czaszki gałki oczne.  Po każdym łyku z trudnością odrywam język od podniebienia miękkiego w obawie, że się uduszę.  A jednocześnie, mimo twardości umbryjskiej poetyki wina, czekam na każdy łyk niecierpliwie, dla wina tego bogactwa i tajemnic (ostatnio zaskoczyła mnie butelka posmakiem skórki orzecha włoskiego).  Marco Alimenti należy do najtwardszych umbryjskich autochtonów, a jego Sagrantino z alkoholem na poziomie 16,5% do najmocniejszych jego przykładów.  Tak dużo  alkoholu w innych winach może przeszkadzać, tu jednak w zasadzie go nie czuć, tak mocny jest aromat trunku.  Zaczyna to wino mieć i u nas swoich fanów, do których i ja należę.
Wyprzedałem ostatnio cały zapas Sagrantino od Dionigiego, więc pewnie nieco zamazał mi się w pamięci jego smak.  Nie było gorsze od wina Alimentich, muszę niedługo dokupić.

www.kanato.pl
 
 
 

 

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Anachronizmy


Wyrzucamy przetarte spodnie, dziurawe buty.  Na złom oddajemy stare samochody.  Nie zawsze mi się to udaje, zwłaszcza jeśli chodzi o ciepłe ubrania.  Nadal mam w szafie zdecydowanie niemodne sztruksy, nie pozwalam wyrzucić ciepłych podkoszulek, mimo, że niektórym się to zdecydowanie należy, wiszą jeszcze gdzieś zapomniane dwa kożuchy, za wielkie i za ciężkie jak na dzisiejsze czasy.  Cóż, pewnie to u Polaków genetycznie uwarunkowane: obawa przed wyjazdem  do dalekiej tajgi, gdzie takie wyposażenie będzie na wagę złota.  Poza tym, jednak  zgadzam się, że zużyte rzeczy należy wyrzucać.

Francja swego czasu chciała wyrzucić na śmietnik Carignan.  Rolnicy dostawali ponoć dopłaty za niszczenie upraw Carignan.  Urzędnicy ocenili, że szczep ten nie ma przyszłości, że dobrego wina z niego nie da się zrobić.  Nie wiem co oni pili, co palili, albo co wąchali, ale mam pewność, że nie posmakowali wina z Clos Centeilles.  Patrycja wyrabia tam wino genialnie łatwe i proste w odbiorze, a jednocześnie tak pełne smaku i aromatu, że zaczynam myśleć bardzo źle o francuskich urzędnikach.
 

W ogóle, Patrycja ma dar do odkrywania koła na nowo.  Nie tylko czysty Carignan (nazywany w butelce przez nią nie bez kozery Carignanissime) jest wizytówką jej winnicy.  Patrycja potrafi ze szczepu, z którego większość producentów jest w stanie zrobić zaledwie przyzwoite wino różowe, stworzyć swój okręt flagowy - nazwany przez nią Capitelle.  Czysty cinsault w jej rękach w butelce zamienia się w jakość porównywalną dla mnie z Brunello, choć nawet przez chwilę nie siedzi w beczce, a brunello musi, żeby dało się je wypić.  Jak to robi, nie wiem.  Musiałbym tam pojechać, popracować z nią, dowiedzieć się kiedy wydaje polecenie, żeby zbierać winogrona, jak wiele ryzykuje czekając na odpowiedni moment, bo przecież w każdej chwili w październiku może spaść deszcz.  W tej winnicy nie uznaje się kompromisów. Jakież to anachroniczne!  Pewnie jeszcze bardziej niż przechowywanie starych kożuchów z obawy przed Syberią.

www.kanato.pl

wtorek, 23 grudnia 2014

Pierre Casamayor na Święta


Z życzeniami dla wszystkich, którzy tu zaglądają.  Pierre Casamayor, człowiek, który o winie wie wszystko i wszystko to możemy znaleźć w jego książkach, odwiedził posiadłość Clos Centeilles tej jesieni.  Dla wszystkich cytuję poniżej wyciąg jego artykułu, który ukazał się w "Revue du Vin de France" w grudniu.  I na dziś tyle wystarczy.

SPOTLIGHT ON A DOMAINE

CLOS CENTEILLES

The Lost Grape Society

For more than twenty years, Patricia Boyer-Domergue has devoted herself with passion to this ancient grape variety in the Minervois. Here, she has succeeded in creating original and fine wines.

Report and tasting by Pierre Casamayor

                These are bloody lousy vines”, responded Pierre Galet, the pope of ampelography, to Patricia Boyer-Domergue who was questioning him on the pertinence of replanting long-forgotten native Languedoc grape varieties.

                After the phylloxera catastrophe, the old native Languedoc vines were not reintroduced into the vineyards. Of those grapes which reign today, Grenache, Carignan, and Mourvèdre are all originally from Spain, and the invasive Syrah is from the Côtes du Rhône. The true Languedoc grape varieties of yesteryear are mostly only found in the collections of the Vassal domaine within the French National Institute of Agronomic Research.

In the era of reconstruction after the calamitous hybrid episode, we neglected the old vines (Riveyrenc, Araignan and Picpoul etc.) essentially for cultural and economic reasons. The wine had to be produced; and in large quantities, but with a low yield, a low alcohol content, low resistance to disease and difficult to graft, these varieties had no real desirable qualities.

Others, it should be said, only produced uninteresting or poor quality wine. We also should be wary of old fashioned customs and the “wisdom” of the elderly, because these are the same people used to who nail owls to their barn doors to ward off evil spirits !

Some vignerons refused to be dissuaded and we have to salute them, because either by conviction or curiosity they have made the effort to restore the viticultural heritage within their regions. Especially as the known problems with these vines are today quite possibly their acknowledged qualities, particularly their low alcohol content in an age where everyone else is only interested in other varieties.

Patricia Boyer-Domergue in her Clos Centeilles is one such vigneron, following the example of a Plageoles at Gaillac, or a Navarre at Saint Chinian or a Count Abbatucci in Corsica. Her story starts in 1990 when Daniel Domergue and Patricia Boyer fell madly in love with this little patch of land in the middle of nowhere, which is suspended above the terrain of La Livinière, and leans against the Black Mountains.

Everything here had to be restored; buildings, cellar, and of course the vineyard, but the 13th Century Chapel nestling in the middle of the vines attests to the perenniality of this vineyard which is almost prehistoric; for instance the Carignan vines here are over 100 years old. The domaine was originally occupied by an ancient order called in Occitan “Les Centeilhas”, or “The Hundred Widows” in English. They were an ancient female order who amongst their daily duties welcomed travelling pilgrims. Because of their predicament, they also wanted to have children and according to legend, to increase the possibility of conception they had to show devotion to the Virgin by going round the chapel nine times. Quite obviously, this place can only be fertile.

A vineyard with 20 grape varieties

The vineyard is divided into small parcels, with south facing terraces surrounded by dry stone walls, in a natural and isolated environment. The microclimate is particular to here, both sunny and cooling at the same time, with the soil made up of siliceous sandstone which has an ample natural water storage capacity. Tasting of the 2003 demonstrates that water stress doesn’t exist here. Patricia, today alone at the helm, clearly doesn’t believe in high densities in the Languedoc climate, and the 12 hectares have been planted with between 2,500 and 3,300 vines per hectare. Twenty different varieties have been planted, so the work is long and hard: It takes four weeks for the harvest, all by hand of course, with the maturity times spread out.

Here, they don’t hesitate to wait for the optimal maturity, even if it means picking off the leaves to preserve the growing conditions, and it means that they can collect the grappillons – the small unproductive grape bunches, to increase the acidity. The soil is worked. A part is pruned back to lyre, which is ideal for periods of drought, and the rest is pruned back to either gobelet or palissage (trellised). The vines in the domaine are carefully managed, but since Patricia is frightened by the condition of “organic” vines and the diseases which go with them, she has to treat them - but it’s kept to a minimum. “I treat with sulphur and copper, but I’m struggling against the flavescence dorée !” says Patricia.

Riveyrenc (or Aspiran), Oeillade (or Araignan), Black, Grey or White Picpoul are next to Cinsault, Carignan, Grenache, Syrah and Mourvèdre. The average yield is 32 hl/ha. The Cinsault in the La Capitelle parcel is singular, and these vines are pruned very low and produce small seeds. These last-mentioned produce a wine surprising in its finesse which restores to favour this variety, often held in contempt. Patricia had a brainwave while tasting a Rayas Cinsault at 8hl/ha which made her decide to see how far she could go with this variety.

The winery reflects the site; biblical. The steel vats with their various contents, a refrigeration unit and a small press. It’s necessary to juggle between the different cuvées and vinifications. The whites are pressed immediately, open to ambient temperature, vinified without yeasting, extracted and kept on fine lees with regular batonnage, or gentle agitation. Malolactic fermentation isn’t systematic, and bottling takes place in June.

The claret comes from a night’s maceration of Riveyrenc, with juice from the carbonic fermentation of Carignan. It is then vinified like the white. The reds are destemmed or vatted as whole bunches for carbonic maceration, punched down and racked & returned, then fermented on wild yeast – Patricia cultivates her own leaven. The alcoholic fermentation period or vatting is long, from one to two months. The wine is then run off and racked by gravity every three months, because here, we don’t like reduction. It is then kept for two years and finally lightly fined and bottled at the domaine. A portion of the Clos Centeilles is aged in casks.

Vines pruned to last

Despite the long alcoholic fermentation period (recommended by Prof. Yves Glories, former dean of the Bordeaux Faculty of Oenology), and the long vatting time, the wines from Clos Centeilles suggest keeping before opening. They can sometimes be quiet when young. Even the 2012 white (Riveyrenc and Araignan) is reserved; however the 2008 has a finesse and an aromatic complexity with a fruity freshness.

The La Part des Anges Claret (Riveyrenc, Carignan, and Black Picpoul) is a real pleasurable wine, and well structured.

The pure Carignan wine undergoes carbonic maceration, Carignanissime,is both rich and energetic , with a fruity crispness from the grape, but without producing the rustic notes which often accompany it.

The Campagne cuvée (Cinsault and Syrah) is full bodied, with refined tannins. However we have to wait until the 2004 vintage for smoothness and a length of pure fruit and spice.

It’s the C de Centeilles cuvée, produced from old varieties (Black Picpoul, Black Riveyrenc, Oeillade, and Morastel) which possesses notes of wild berries and small cherries with a refined texture and expressive with a complex finish. This wine sets itself apart as  delightfully easy to drink.

The Clos Centeilles cuvée (Grenache, Syrah, and Mourvèdre) is a delightfully complex   Minervois-la-Livinière, with smooth tannins and substantial notes of spice. It’s a cru which reveals itself slowly, promoting its intensity.

The pure Cinsault Capitelle de Centeilles, stands out in the Languedoc. This wine echoes Pinot with an inimitable fruitiness, a complex aromatic finish, and a smooth and satin texture which places it in the category of wines of grand finesse. This wine will surprise those that think Cinsault produces wines of poor quantity.

Identity Card

 
Terrain: 10.5 hectares for red (20% Picpoul, 7% Syrah, 10% Mourvèdre, 10% Grenache, 20% Carignan, 27% Cinsault, 6% others).
1.5 hectares for white: (40% Grey Grenache, 60% others)
Average Annual Production: 54,000 bottles
Type of Agriculture: Sustainable viticulture
Address:             Clos Centeilles, Campagne de Centeilles, 34210 Siran
Telephone:        04 68 91 52 18
E-mail:                 contact@closcenteilles.com
Web:                    www.closcenteilles.com
Owner:                Patricia Boyer-Domergue
 

 

SPOTLIGHT ON A DOMAINE

3 Questions to Patricia Boyer-Domergue

What has been your approach to wine ?

I started my pharmacist studies, and then I swung towards wine with a two year technical degree (BTS) at Montpellier and another as an unregistered student at Bordeaux, but always with inspirations during wine tastings. I moved here after buying 9 hectares at Centeilles.

What do you most remember about your time as President of the La Livinière cru ?

I tried to advance things, but my actions were limited. We created a collection of old grape varieties supervised by Jean-Michel Boursiquot, and selected healthy vines for future replanting.

What’s the future of Le Clos ?

I almost had to sell it on. The work here is very hard and my style of finesse and sensuality is different from that of local enthusiasts, who are fond of power. But my daughter Cécile wants to come back to the domaine, and so I have to invest in order to hand it over to her. I have built a cellar to keep the old vintages.

wtorek, 7 października 2014

Suity francuskie

Z hotelu w Cahors ruszałem na spotkanie w winnicy Lamartine około dziewiątej rano.  Miałem tam być około 10.30, więc miałem sporo czasu, jechałem  sobie wolno.  W październiku dni są już dosyć krótkie, przy czym u nas odczuwamy to po południu, Francuzów dotyka to o poranku.  O dziewiątej jest ciągle ciemno, mgły ciągną się  nad rzeką Lot otulającą Cahors korytem w kształcie litery U.  Miasto łatwe do obrony, dostęp z lądu tylko z jednej strony.  Jechałem na zachód od miasta, w stronę, gdzie w apelacji Cahors powstają najlepsze wina.  Słońce świeciło w plecy, a droga wiła się tajemniczo wzdłuż rzeki.

Przypomniałem sobie, że w Warszawie dęby w moim ogrodzie już kilka tygodni wcześniej straciły liście.  Tutaj, dęby świeciły wraz ze słońcem na złoto i czerwono.  Chociaż przed samochodem rozlało się mleko porannych mgieł, nad głową błyszczało błękitne niebo.

 
Włączyłem wtedy Suity Francuskie Bacha...  Grał Glenn Gould na swoim Steinway'u CD 318, siedząc na dziwacznym, składanym krzesełku, bardziej przystającym filmowemu reżyserowi niż pianiście.  Pochylał się nad fortepianem i podśpiewywał grając.  Mógłbym tak jechać wiecznie.

Mija się wioski i miasteczka, w których turysta zatrzyma się może na kawę, nie dłużej.  Najpewniej nigdy tu nie dojedzie, bo i po co?  Nie ma tu fresków Peruggina, nie ma rysunków Leonarda.  Stoi jakiś kamienny kościółek, surowy i skromny, może XIII, może XIV wiek.  Francuzi mają to tylko dla siebie, egoiści!

A dzięki tym mgłom znad rzeki Lot, wina z Cahors uzyskują swą klarowność smaku.  Nie mogę inaczej tego powiedzieć, one są po prostu chłodne w smaku, jeśli smak może być chłodny.  Oprócz chłodu mgieł rzecznych, dużo w nich owoców, zwłaszcza śliwki, a w bardziej szlachetnych cuvee, znajdziecie posmak czekolady i przypraw.  Znajdziecie te wina w mojej piwniczce...

wtorek, 30 września 2014

Wracam do pisania


Popijanie wina w ciepłe popołudnie.  Do czorta, dlaczego nie wypić lampki o poranku?!  Gustavo spod Montefalco, właściciel rzeźni i winnicy, pije co najmniej dwie butelki dziennie.  Rozumiem, że przez cały dzień daje mu to poczucie ciepła w członkach i dobry humor.  Gustavo pije swoje wina, ekstraktywne Sagrantino, nieco lżejsze Rosso..., niestety nie mam jeszcze jego butelek w magazynie, bo zawiłości rozliczeń akcyzy w Unii nieco przerastają jego kierowniczkę do spraw eksportu, która nie może mi uwierzyć, że sposób jaki proponuję jest zgodny z prawem.  Włosi widać boją się swojej policji finansowej, choć może byśmy ich o to nie podejrzewali...

Nie tylko w Polsce spotkałem się z ludźmi, którzy po prostu nie uznają win białych.  Przez dłuższy czas zgadzałem się z nimi, aż natkąłem się na wina Dionigi'ch, gdzie z białych robią głównie grechetto.  Ale jak robią!  Najlepsze z ich stajni, zachowując świeżość i smak owoców, tak poszukiwany w białym winie w gorący dzień, mają głębię, jakiej nie powstydziłoby się wiele win czerwonych. 

Wpis to niezwykle chaotyczny, ale mówię tylko, że wracam do pisania o winie i nie tylko...

piątek, 4 lipca 2014

Murzyn na wsi

Nie widziałem Clos Centeilles latem, w pełnym słońcu.  Przyjechałem do Campagne około jedenastej, dzień był wilgotny i pochmurny, na szczęście nie padało.  Patrycja, właścicielka posiadłości, przywitała się i powiedziała, że musi biec, bo właśnie trzeba wyciskać winogrona.  Dodała, że mógłbym pomóc, bo akurat wyciskają nogami, zgodnie ze starymi procedurami.  Zanim odpowiedziałem, pobiegła, a mnie przywitała osoba, której nie spodziewałbym się nigdy tam zobaczyć.  Kogóż to nie spodziewałbym się zobaczyć w zabitej dechami wsi, a właściwie, w osadzie oddalonej od najbliższej wiochy o około pięć kilometrów? Ano, wyszła mi naprzeciw czarnoskóra dziewczyna, którą po akcencie sklasyfikowałem jako nowojorczankę.


Tammy przyjechała do Campagne de Centeilles pół roku wcześniej, wiosną, i pomagała Patrycji w pracy w winnicy za darmo, żeby nauczyć się wszystkiego o wytwarzaniu wina.  Po powrocie do Stanów Tammy chce pracować u jakiegoś znaczącego importera win i daj jej Boże dużo szczęścia i klientów!  Chciałbym, żeby wino sprzedawała mi osoba, która przeżyła sezon pracując nad krzewami, przycinając je, zbierając owoce, doglądając wytłaczania soku z winogron.  Niewielu w świecie chyba takich sprzedawców znajdziemy, znających swój temat od podszewki.  Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy jedyna osobą, z którą możemy porozmawiać jest jakiś anonimowy młodzieniec z słuchawkami na uszach, rozliczany od tempa załatwiania spraw przez telefon.  Młodzieniec, jako że w perspektywie mający rychłe zwolnienie z pracy, nie przykładający żadnej uwagi do słów, które do niego mówimy, ani nawet do swoich własnych, bo te nawet własne nie są, a pochodzą ze skryptu spisanego przez kierownika, albo nawet jeszcze przez kierownika kierownika.

Tammy jest już w domu, pewnie kupuje i sprzedaje wino, opowiada klientom o taninach, sposobach fermentacji i szczepach winnych, a w duchu pewnie tęskni do Campagne, gdzie musi być zimno, gdy zawieje jesienny wiatr, a ściany domostwa dziurawe, a wilgoć do wnętrza się przedostaje i zostaje na stałe, dopóki jej wiosną nie przegoni słońce. 

Winu dobrze w takich warunkach.  Leży w butelkach w piwnicach, dojrzewa i tylko Patrycja wie kiedy je dla nas stamtąd wydobyć.  Bo wino pić trzeba, gdy się do tego nadaje, czasem od razu, czasem po paru latach, czasem odczekać potrzeba i lat osiem.
A hortensja?  Właśnie kwitnie w moim ogrodzie...

(kanato.wino@gmail.com; 601 25 84 20)