piątek, 4 lipca 2014

Murzyn na wsi

Nie widziałem Clos Centeilles latem, w pełnym słońcu.  Przyjechałem do Campagne około jedenastej, dzień był wilgotny i pochmurny, na szczęście nie padało.  Patrycja, właścicielka posiadłości, przywitała się i powiedziała, że musi biec, bo właśnie trzeba wyciskać winogrona.  Dodała, że mógłbym pomóc, bo akurat wyciskają nogami, zgodnie ze starymi procedurami.  Zanim odpowiedziałem, pobiegła, a mnie przywitała osoba, której nie spodziewałbym się nigdy tam zobaczyć.  Kogóż to nie spodziewałbym się zobaczyć w zabitej dechami wsi, a właściwie, w osadzie oddalonej od najbliższej wiochy o około pięć kilometrów? Ano, wyszła mi naprzeciw czarnoskóra dziewczyna, którą po akcencie sklasyfikowałem jako nowojorczankę.


Tammy przyjechała do Campagne de Centeilles pół roku wcześniej, wiosną, i pomagała Patrycji w pracy w winnicy za darmo, żeby nauczyć się wszystkiego o wytwarzaniu wina.  Po powrocie do Stanów Tammy chce pracować u jakiegoś znaczącego importera win i daj jej Boże dużo szczęścia i klientów!  Chciałbym, żeby wino sprzedawała mi osoba, która przeżyła sezon pracując nad krzewami, przycinając je, zbierając owoce, doglądając wytłaczania soku z winogron.  Niewielu w świecie chyba takich sprzedawców znajdziemy, znających swój temat od podszewki.  Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy jedyna osobą, z którą możemy porozmawiać jest jakiś anonimowy młodzieniec z słuchawkami na uszach, rozliczany od tempa załatwiania spraw przez telefon.  Młodzieniec, jako że w perspektywie mający rychłe zwolnienie z pracy, nie przykładający żadnej uwagi do słów, które do niego mówimy, ani nawet do swoich własnych, bo te nawet własne nie są, a pochodzą ze skryptu spisanego przez kierownika, albo nawet jeszcze przez kierownika kierownika.

Tammy jest już w domu, pewnie kupuje i sprzedaje wino, opowiada klientom o taninach, sposobach fermentacji i szczepach winnych, a w duchu pewnie tęskni do Campagne, gdzie musi być zimno, gdy zawieje jesienny wiatr, a ściany domostwa dziurawe, a wilgoć do wnętrza się przedostaje i zostaje na stałe, dopóki jej wiosną nie przegoni słońce. 

Winu dobrze w takich warunkach.  Leży w butelkach w piwnicach, dojrzewa i tylko Patrycja wie kiedy je dla nas stamtąd wydobyć.  Bo wino pić trzeba, gdy się do tego nadaje, czasem od razu, czasem po paru latach, czasem odczekać potrzeba i lat osiem.
A hortensja?  Właśnie kwitnie w moim ogrodzie...

(kanato.wino@gmail.com; 601 25 84 20)