wtorek, 7 października 2014

Suity francuskie

Z hotelu w Cahors ruszałem na spotkanie w winnicy Lamartine około dziewiątej rano.  Miałem tam być około 10.30, więc miałem sporo czasu, jechałem  sobie wolno.  W październiku dni są już dosyć krótkie, przy czym u nas odczuwamy to po południu, Francuzów dotyka to o poranku.  O dziewiątej jest ciągle ciemno, mgły ciągną się  nad rzeką Lot otulającą Cahors korytem w kształcie litery U.  Miasto łatwe do obrony, dostęp z lądu tylko z jednej strony.  Jechałem na zachód od miasta, w stronę, gdzie w apelacji Cahors powstają najlepsze wina.  Słońce świeciło w plecy, a droga wiła się tajemniczo wzdłuż rzeki.

Przypomniałem sobie, że w Warszawie dęby w moim ogrodzie już kilka tygodni wcześniej straciły liście.  Tutaj, dęby świeciły wraz ze słońcem na złoto i czerwono.  Chociaż przed samochodem rozlało się mleko porannych mgieł, nad głową błyszczało błękitne niebo.

 
Włączyłem wtedy Suity Francuskie Bacha...  Grał Glenn Gould na swoim Steinway'u CD 318, siedząc na dziwacznym, składanym krzesełku, bardziej przystającym filmowemu reżyserowi niż pianiście.  Pochylał się nad fortepianem i podśpiewywał grając.  Mógłbym tak jechać wiecznie.

Mija się wioski i miasteczka, w których turysta zatrzyma się może na kawę, nie dłużej.  Najpewniej nigdy tu nie dojedzie, bo i po co?  Nie ma tu fresków Peruggina, nie ma rysunków Leonarda.  Stoi jakiś kamienny kościółek, surowy i skromny, może XIII, może XIV wiek.  Francuzi mają to tylko dla siebie, egoiści!

A dzięki tym mgłom znad rzeki Lot, wina z Cahors uzyskują swą klarowność smaku.  Nie mogę inaczej tego powiedzieć, one są po prostu chłodne w smaku, jeśli smak może być chłodny.  Oprócz chłodu mgieł rzecznych, dużo w nich owoców, zwłaszcza śliwki, a w bardziej szlachetnych cuvee, znajdziecie posmak czekolady i przypraw.  Znajdziecie te wina w mojej piwniczce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz