Wszędzie na Ziemi Słońce zachodzi we właściwy sobie
sposób. Wschodzi zapewne też w sposób
sobie właściwy, ale nie dane jest mi zbyt często tymi zjawiskami się radować,
gdyż wtedy to właśnie poduszka jest najbardziej miękka, a kołdra najlepiej
dopasowuje się do ciała. Zachody Słońca
to jednak moja specjalność. W pociągu do
Łodzi, najczęściej w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie musiałem czekać na
przesiadkę, zamieniając jeden kowbojski pociąg ciągnięty jeszcze przez
lokomotywę, na inny, który niekiedy też musiałem zmienić w Koluszkach, tak, że
150-kilometrowa trasa trwała około sześciu godzin; tak więc w Tomaszowie siedziałem
patrząc w zachodnie niebo i cieszyłem oczy łososiowym niebem, na tle którego
słupy telegraficzne i ogołocone z liści drzewa stawały się prawdziwie czarne. Ta czerń mnie wtedy pasjonowała. Doskonała monochromatyczna grafika na tle
polskiego nieba.
Od razu przychodzi mi na myśl dyskusja Hrabiego z Tadeuszem
na temat malarstwa. Hrabia dowodził, że
tylko w Italii niebo malarzom sprzyja, daje im światło potrzebne do prawdziwie
pięknej sztuki. W Polsce, czy raczej, na
Litwie, niebo chmurami pokryte, kapryśne, nie dla malarzy prawdziwych... Cóż, Hrabia to kosmopolita, Tadeusz,
miejscowy prostaczek (choć szlachetnego rodu), więc z kim miałbym się zgodzić? Nasze zachody słońca to dramat, czasami
brutalny na niebie, w Italii zaś łagodność i miękkość - cóż wybrać? Italskie pejzaże tłem były niezliczonych
obrazów i fresków, naszymi jakoś nikomu nie chciało się zachwycić. Pewnie jak mnie wschody Słońca przechodzą
przed nosem niezauważone, malarzom takim jak Peruggino, Piero della Francesca,
czy Pinturicchio, przed nosem przeleciały nasze nieba zachodnie, bo nie
wiedzieli nawet, że w kraju, gdzie żyją wilki są też ludzie, a Słońce tu też
zachodzi. Mona Lisa, z Wisłą wijącą się
za plecami w okolicy Kazimierza, być może byłaby piękniejsza, ale Leonardo
przegapił okazję przez swoje wygodnictwo.
Nawet w Amboise, gdzie umarł, nad Loarą, nie mógł zobaczyć jak w Tomaszowie
zachodzi słońce.
Co stracili malarze w Polsce, odzyskuję ja w Italii i Francji. Przywożę to, czego u nas nie ma i, nawet dzięki
globalnemu ociepleniu, którego nikt nie widział, nigdy u nas nie będzie. Wino rośnie tam, gdzie je wsadzić, ale trunek
przedni z niego otrzymać można tylko w kilku miejscach na świecie. Nowoczesna spedycja pozwala nam to dziś
ignorować, pić wino w Polsce można, a najlepiej to dobre... ode mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz