Nie widziałem Clos Centeilles latem, w pełnym słońcu. Przyjechałem do Campagne około jedenastej,
dzień był wilgotny i pochmurny, na szczęście nie padało. Patrycja, właścicielka posiadłości,
przywitała się i powiedziała, że musi biec, bo właśnie trzeba wyciskać
winogrona. Dodała, że mógłbym pomóc, bo
akurat wyciskają nogami, zgodnie ze starymi procedurami. Zanim odpowiedziałem, pobiegła, a mnie
przywitała osoba, której nie spodziewałbym się nigdy tam zobaczyć. Kogóż to nie spodziewałbym się zobaczyć w
zabitej dechami wsi, a właściwie, w osadzie oddalonej od najbliższej wiochy o
około pięć kilometrów? Ano, wyszła mi naprzeciw czarnoskóra dziewczyna, którą
po akcencie sklasyfikowałem jako nowojorczankę.
Tammy przyjechała do Campagne de Centeilles pół roku
wcześniej, wiosną, i pomagała Patrycji w pracy w winnicy za darmo, żeby nauczyć
się wszystkiego o wytwarzaniu wina. Po
powrocie do Stanów Tammy chce pracować u jakiegoś znaczącego importera win i
daj jej Boże dużo szczęścia i klientów!
Chciałbym, żeby wino sprzedawała mi osoba, która przeżyła sezon pracując
nad krzewami, przycinając je, zbierając owoce, doglądając wytłaczania soku z
winogron. Niewielu w świecie chyba
takich sprzedawców znajdziemy, znających swój temat od podszewki. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy
jedyna osobą, z którą możemy porozmawiać jest jakiś anonimowy młodzieniec z
słuchawkami na uszach, rozliczany od tempa załatwiania spraw przez telefon. Młodzieniec, jako że w perspektywie mający
rychłe zwolnienie z pracy, nie przykładający żadnej uwagi do słów, które do
niego mówimy, ani nawet do swoich własnych, bo te nawet własne nie są, a
pochodzą ze skryptu spisanego przez kierownika, albo nawet jeszcze przez
kierownika kierownika.
Tammy jest już w domu, pewnie kupuje i sprzedaje wino,
opowiada klientom o taninach, sposobach fermentacji i szczepach winnych, a w
duchu pewnie tęskni do Campagne, gdzie musi być zimno, gdy zawieje jesienny
wiatr, a ściany domostwa dziurawe, a wilgoć do wnętrza się przedostaje i
zostaje na stałe, dopóki jej wiosną nie przegoni słońce.
Winu dobrze w takich warunkach. Leży w butelkach w piwnicach, dojrzewa i
tylko Patrycja wie kiedy je dla nas stamtąd wydobyć. Bo wino pić trzeba, gdy się do tego nadaje,
czasem od razu, czasem po paru latach, czasem odczekać potrzeba i lat osiem.
A hortensja? Właśnie
kwitnie w moim ogrodzie...
(kanato.wino@gmail.com; 601 25 84 20)